Przed wami kosmetyk, który nie skupia uwagi składem czy opakowaniem, ale działaniem. Przyznajcie, że też lubicie kosmetyki, które robią dla Was coś więcej. Są wyjątkowe, mają wyjątkową formułę. Zaskakują. A ten kosmetyk z pewnością zaskakuje...
Ma żelkową konsystencję i ciemnoszary kolor. Nie wygląda zachęcająco, ale już zapach jest całkiem przyjemny. Miłe zaskoczenie, zapach jest świeży, relaksujący i umila zabieg. Do nakładania używam pędzelka. Staram się aplikować sprawnie bo maseczka pod wpływem powietrza już w opakowaniu potrafi bąbelkować. Pierwsza próba nie była udana, ale okazało się że nałożyłam zbyt grubą warstwę. Kolejnym razem cieniutka warstwa już ładnie bąbelkowała. To przyjemne, musujące uczucie, które jest naprawdę miłe. Producent zaleca też trzymanie maseczki na twarzy około 5 minut aż dobrze się spieni. U mnie trwa to nieco dłużej, ale wszystko zależy od grubości warstwy. Pokuszę się o stwierdzenie, że po spienieniu się maski, wygląda to trochę jakby twarz nam spuchła i spleśniała ;) Wygląda to wyjątkowo komicznie. Maseczka jest śliska w dotyku więc na zmywanie jej trzeba poświęcić odpowiednią chwilę czasu.
Efekty? Nie zaskoczyły mnie... Cera jest jakby odświeżona, jaśniejsza, ale żadnego efektu wow. Cieszy mnie, że moja skóra nie została podrażniona i przesuszona. Nie pojawiły się zaczerwienienia ani objawy alergiczne.
Opakowanie maseczki to plastikowe słoiczek, zapakowany w kartonik. Wszystko zabezpieczone i świeże. Wewnątrz opakowania znajdziemy nawet plastikową łyżeczkę do nabierania maski (nie, nie używałam jej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz