Raspberry Rose Tea- votive Village Candle

Malina, zioła, herbata i piżmo.

To zapach z najnowszej kolekcji, który wybierałam stacjonarnie i na sucho najbardziej trafił w mój gust. Słodki, delikatnie malinowy lekko herbaciany. Cały czar jednak prysł po odpaleniu... Zapach pachniał inaczej i mało intensywnie (poszedł więc pod nóż i do kominka i faktycznie zyskał na intensywności)

Ze słodkiego malinowo- herbacianego zapachu, po odpaleniu pozostała już tylko malinowo-ziołowa mieszanka, która nie pachnie źle ale ma w sobie jakąś nutę która dla mnie wydaje się być sztuczna i drażniąca. I to raczej jest ta malina, która zamiast świeżością trąci sztucznością. 

Owszem jest to zapach, który może się podobać. Jest delikatny, codzienny, dobry na każdą okazje, nie męczy, nie drażni, pozwoli się zrelaksować, odpocząć ale wytrawnych nosów nie zachwyci ;)

Ach jeszcze jedno... przy dłuższym paleniu (ok. 3 h) w zamkniętym pomieszczeniu zapach nieco zyskuje i nabiera ciężkości jest wtedy przyjemniejszy ale nadal ma w sobie coś co mnie irytuje.

Myślałam, że ten zapach mnie porwie i rozkocha, ale niestety nie ma z tego miłości, a sama do końca nie wiem, co jest z nim nie tak ;) Może za bardzo kierowałam się zapachem na sucho...

Zapach dostępny m.in tutaj

Dziś jednak sampler dobił dna i po raz ostatni roztaczał aromat w moim pokoju. A w kolejce czekają już następne.... Jak myślicie? Co będzie następne? Rio Carnival? Tulipany? Sandalwood vanilia?